Wiersz-24
Świt bez
blasku
porannego Słońca
Jutrzenka bez
śpiewu
porannych ptaków
Dzień bez
promieni
zakrytego Słońca
Ponury chichot
zdegenerowanej duszy
Konwulsyjny tik
dogorywającego
ciała
Witam nazywam się Konstanty Zienkiewicz i chciałbym zaprezentować swoją poetycką twórczość z okresu mojego pobytu w szpitalu psychiatrycznym.
Świt bez
blasku
porannego Słońca
Jutrzenka bez
śpiewu
porannych ptaków
Dzień bez
promieni
zakrytego Słońca
Ponury chichot
zdegenerowanej duszy
Konwulsyjny tik
dogorywającego
ciała
Krwawy Księżyc
oblewa noc
swym
baskiem
Blade Słońce
mdło świeci
poranną
poświatą
Szare niebo
gości zwłowrogie
stada
ptaków
Czarny ląd
jest domem
watahy
wilków.
Dlaczego wciąż
nie mogę
spać ?
Dlaczego wciąż
nie mogę
śnić ?
Dlaczego wciąż
nie mogę
czuć?
Dlaczego wciąż
nie mogę
marzyć ?
Dlaczego wciąż
nie mogę
żyć ?
Samotny wilk to
właśnie ja
Z oddali słyszę
wataha! WATAHA!
Lecz dzielnie kroczę
sam
Wzgórza, pola, lasy
doliny
I rzeki mijam sam
wataha! WATAHA!
nie dotyczy mnie
Gdzieś pośród zapomnianych
wzgórz
Ku gwaizdom wznoszę
wilczy pysk
I wyję samotnie do
Księżyca blasku.
Zagubiony w otchłani
swej duszy
Wciąż szukam tej
drogi jedynej
Właściwej i prostej
Ku katharzis
Chcę wznieść się
ku
błękitnemu niebu
Co noc śnię
o spokoju
W mej umęczonej
duszy.
Jing oraz Jang
Tak podobne
Choć różne
Światło i mrok
Hałas i cisza
Biel i czerń
Dobro i zło
Czyż to nie tkwi
w Nas?
Jesteśmy jednym
i drugim
Nie samym Jing
czy Jang
Dwoistostość jedności
Dwojaka natura
Twoja i moja
Poprostu
ludzka natura.
Orły latają samotnie
dumnie, wzniośłe
ponad chmurami
skrzydłami mrok
rozganiają
Szybują ponad głowami
dając nadzieję
Orły królowie ludzkiego
nieba
Jeden ich krzyk tłumi
agresję
Jeden trzepo skrzydeł
budzi poetę
Orły latają samotnie
lecz sercem
tulą świat ludzi.